Wrześniowa Apulia

Bella Italia chyba zawsze już zostanie taka dla nas! I nieważne czy to północ czy południe.

Nawet lekkie rozczarowanie listopadową Sycylią teraz wspominamy, bardzo dobrze i gdyby nie te tysiące miejsc na naszej liście, wrócilibyśmy! Nie mówimy jednak nie 🙂

Tym razem śladami naszych przyjaciół polecieliśmy do Apulii. Przeglądnęliśmy blogi, przewodniki i złapaliśmy się za głowę! Co wybrać, co wybrać? Mamy tylko 6 dni! Przydałoby się 2 tygodnie przynajmniej.

Wylądowaliśmy w Bari (lot Katowice – Bari) w porze popołudniowej, więc w porze sjesty i to w sobotę. Kto bywa we Włoszech musi pamiętać, że to najgorsza pora, jeśli jesteś z dziećmi i nie masz zapasu jedzenia w plecaku 😉 Wszystko zamknięte. Restauracje otworzą się około 18. Nigdy jednak nie traćmy nadziei. Ruszyliśmy z lotniska naszym wynajętym samochodem w kierunku hotelu poszukując czegoś otwartego! I znalazła się mała restauracyjka 🙂 Nikt nie mówił po angielsku, więc szybko musiałam wydobyć z otchłani mojego umysłu kilka włoskich słówek. Tym sposobem wylądowało na naszym stole risotto z grzybami i makaron ze świeżym sosem pomidorowym. Obsługa cierpliwie poczekała aż skończyliśmy i zamknęła restaurację. Ach! I to jest super na południu Włoch, nikt Cię nie ponagla!

A to pierwszego dnia… udało nam się wskoczyć do basenu…

Bari, podobno nie zachwyca, niektórzy wręcz mówią, żeby wylądować i jechać dalej. My nie mieliśmy dużo czasu, ale poświęciliśmy chwilę i spacer starą częścią miasta jak i promenadą okazał się bardzo przyjemny. Jest coś takiego w tych nadmorskich miejscach, że chce się tam być. A może po prostu my lubimy atmosferę włoskich miast i miasteczek, tak po prostu, bez zbędnych oczekiwań. Wg nas warto spędzić tu choć kilka godzin.

Naszym głównym miejscem wypadowym stało się Monopoli.

Najpierw 3 noce poza miastem, w pięknej agroturystce, gdzie mieliśmy nic nie robić i pić prosecco przy basenie. Zapomnieliśmy o zasadzie: nie oczekuj zbyt wiele. Apulia bowiem przywitała nas i pożegnała piękną pogodą, ale te trzy dni, które mieliśmy spędzić nad basenem możemy zaliczyć do bardzo chłodnych! Zamieniliśmy prosecco na czerwone wino 😉

Kolejne dwie noce spędziliśmy w centrum Monopoli i jedną w Materze (o tej w osobnym poście).

 

Plaże

Jeśli chodzi o plaże to możemy polecić Porto Verde. To plaża ukryta pomiędzy skałami. Jest malutka. I jak widzieliśmy ją z góry wydawało nam się, że nie ma tam już miejsca dla nas. A jednak! Chłopcy praktycznie cały piach mieli dla siebie – nie było innych dzieci, a dorośli albo się opalali, albo byli w wodzie. Wróciliśmy tam ostatniego dnia, po dwóch dniach wietrznej pogody i plaży praktycznie nie było. Prądy naniosły wodorosty, a przypływ schował plaże. Wtedy pojechaliśmy do Porto Paradiso.Tam sytuacja była podobna, ale dało się rozłożyć ręcznik. Niestety plaża po sezonie nie wyglądała rajsko. Łagodnie mówiąc była dość brudna. Mam nadzieję, że w sezonie ktoś tam sprząta…

Monopoli

Tak, możemy potwierdzić zachwyty innych! Monopoli ma to coś. Można spacerować bez końca. Zatrzymując się na kawę czy lody. Gapić się na fale odbijające się od falochronów. I po prostu tam być. Lub zgubić się, co nie jest problemem. Czytaliśmy, że bardzo dobrym miejscem na kolację jest między innymi Osteria Perricci. I tak, możemy polecić! Choć my dopiero jak już siedliśmy przy stoliku zorientowaliśmy się, że jesteśmy w tym właśnie polecanym miejscu. Stoliki są bardzo ciasno ustawione i w restauracji jest mnóstwo Polaków. Właściciele to przemili ludzie 🙂

Miło też usiąść gdzieś przy Piazza Garibaldi. Dzieci też znajdują dla siebie atrakcje… kamyki przy drzewie, fontanna, lub inne dzieci.

Monopoli to zdecydowanie miejsce, gdzie chce się wracać! Jest też doskonałą bazą wypadową! Jedźmy więc dalej!

Polignano a Mare

Tu dotarliśmy późnym wietrznym popołudniem. Aura przypomina raczej Bałtyk w listopadzie niż wrześniowe Włochy. Nie zabrało to jednak uroku temu miastu. To miasto urwistych skał i przyklejonych do nich domów. Polecam odnalezienie w sieci zdjęcia z drona z widokiem na miasto. Coś niesamowitego! Wieczór dodaje tylko uroku. Gdy zbliżasz się w ciemnościach na jeden z balkonów widokowych i słyszysz tylko uderzenia fal oraz widzisz światła latarni morskich to czujesz duży respekt. I oczywiście słynna plaża ukryta pomiędzy skałami! Ze względu na pogodę była opustoszała, ale nie sądzę, że tłumy odbierają uroku temu miejscu!

Mamy jeszcze taką dygresje, gdy dzieci zaczynają marudzić i upominają się o zabawkę, którą obiecaliście kupić rano, a sklepy zamknięte. To nie poddawajcie się 🙂 Wystarczy zapytać czy aby na pewno część sklepu z zabawkami jest zamknięta! Wtedy uprzejmy Włoch otworzy ją dla Was 😉

Białe miasteczka Ostuni i Locorotondo

Białe miasteczka są idealne do spacerów, nawet jeśli wieje i jest dość chłodno. Lody i tak zawsze smakują wyśmienicie! Ostuni nas urzekło. Tak, nadal było sporo turystów, ale kompletnie nam to nie przeszkadzało, wręcz nadało miastu życia. Tego właśnie zabrakło nam w Locorotondo. Wyczytaliśmy, że atmosfera tutaj jest o niebo lepsza. Nie odmówimy uroku temu miejscu, jednak wrześniowe Locorotondo było dla nas trochę za puste. Nie zraźcie się jednak, wydaje nam się, że warto zobaczyć oba miejsca jak tylko ma się czas! Locorotondo leży bardzo blisko Alberobello i jadąc samochodem możemy już zauważyć rozsiane domki trulli. Podróż samochodem należy na tej trasie do bardzo przyjemnych.

Alberobello

Można mówić, że tłoczno tu, że komercja itd. Jest tu jednak pięknie! Dla nas to wielki zachwyt. W Alberobello poczujesz się jak w innej krainie. W bajkowej krainie. I jeśli tylko zejdziesz z głównego deptaku i pozwolisz się zgubić poczujesz fantastyczny klimat tego miejsca. Alberobello wpisane jest na listę UNESCO. Warto dotrzeć na taras widokowy i wejść do kościoła w formie trulli. Następnym razem chcemy zamieszkać w tym małym urokliwym domku i przenieść się do innej krainy.

Gdzie uciec, gdy zaskoczy Cię deszcz?

Najlepiej do Grotte di Castellana! To jedne z najbardziej znanych jaskiń we Włoszech! My akurat trafiliśmy na włoską wycieczkę i tak z włoskimi turystami je zwiedzaliśmy. Wybraliśmy krótszą trasę, która trwała około godziny, a długość to 1km. Schodzimy na głębokość 70 m. Temperatura jest dość przyjemna, około 18 stopni, ale ma się poczucie, że jest cieplej. Najbardziej znaną komnatą jest La Grave i od niej zaczyna się zwiedzanie. W sklepieniu komnaty znajduje się otwór, przez który wpada światło z zewnątrz. Dalej podziwiamy stalaktyty, stalagmity i inne rzeczy, których już nie potrafimy nazwać, ale robią wrażenie 🙂

Na chłodniejszy dzień dobrym rozwiązaniem jest Zoosafari Fasano. Jesteśmy dosyć sceptyczni, jeśli chodzi o tego typu atrakcje, ale było to ciekawe doświadczenie. Do Zoo wjeżdża się własnym samochodem i obowiązuje zakaz wychodzenia z niego. A w miejscach, gdzie są drapieżniki nie wolno również otwierać okien. Podczas safari na Sri Lance czekaliśmy aby zobaczyć leoparda, nie udało się. Tutaj jedziesz samochodem obok lwów, tygrysów czy żyraf. A osiołki czy inne kopytne podchodzą do auta i z ciekawością zaglądają. Jest to niewątpliwie fajna atrakcja dla dzieci. Druga część parku przypomina raczej park rozrywki, w których zostały pochowane zwierzęta. I wg nas wygląda to dość słabo, można sobie darować wizytę w tej części.

Niewątpliwe w Apulii jest co robić. My zobaczyliśmy tak naprawdę malutką część tego regionu. Jest po co wracać!

Brak komentarzy

Zostaw komentarz