Wspomnienia Mirka z czasów dzieciństwa zaprowadziły nas do Koninek w Gorcach. Przy ośrodku Ostoja Górska Koninki, który ma już trochę lat zaczęliśmy naszą ambitną wyprawę w Gorce. Przy ośrodku działa całoroczna kolej linowa na Tobołów, skąd prowadzą szlaki miedzy innymi na Turbacz. Na Turbaczu ostatnio byliśmy jak jeszcze dzieci nie było na świecie i ja pamiętałam tą trasę jako dość łatwą i przyjemną. Miałam cichą nadzieję, że z chłopakami uda nam się dojść gdzieś w pobliże Turbacza… Życie jak zwykle zweryfikowało nasze plany.
Wyjechaliśmy na Tobołów koleją linową. Kolej ta ma już trochę lat. Jest jednokrzesełkowa, więc miałam obawy jak mam wsiąść do niej z dzieckiem na kolanach i jeszcze plecak. A z obserwacji wynikało, że trzeba to zrobić dość sprawnie. Jednak za dużo czasu do namysłu nie było. Jak tylko zbliżyliśmy się do pana z obsługi, dosłownie porwał nasze plecaki, wrzucił na puste krzesełka i my również szybciutko znaleźliśmy się z dziećmi na krzesełkach jadąc w górę. Miłoszek, który był na moich kolanach był lekko zdezorientowany, czułam jak szybko bije mu serduszko. Dużym zmartwieniem okazała się jego czapka… bał się, że spadnie i odleci, więc całą drogę musiałam ją przytrzymywać na jego główce. Za to jego „baka” czyli motocykl Lego był bezpiecznie schowany w mojej kieszeni 😉
I tak dojechaliśmy na Tobołów. Zaczęliśmy naszą mini wędrówkę. Mijali nas turyści z dziećmi i bez dzieci, z dziećmi w nosidłach (my nie mamy nosideł, w końcu są już duzi!), rowerzyści itd. My podziwialiśmy widoki, podczas gdy nasze dzieci zdmuchiwały dmuchawce, zbierały kamienie, grzebały kijem w piasku… lub ku naszemu zdziwieniu obserwowały paralotnie, które latały nad naszymi głowami! W międzyczasie udało nam się zjeść zupę z termosu i tak oto, nasza krótkodystansowa wycieczka (bo nie jestem pewna czy udało nam się przejść 200 metrów) zajęła nam dwie godziny 🙂 Turbacz tym razem nie został zdobyty, ale przecież to dopiero początki!
Brak komentarzy