O Gardzie już prawie zapomnieliśmy. Zaczynają się chłodne jesienne wieczory, jednak dziś ratuje nas jeszcze włoskie wino, przywiezione z malutkiej winnicy La Torre. I właśnie nadszedł czas na podsumowanie dni spędzonych nad Gardą.
Zacznę od tego, że polecamy wizytę w winnicy. Nie musi to być akurat ta „nasza”. Jestem jednak przekonana, że w każdej z nich znajdzie się miły właściciel, który chętnie opowie jak wytwarza wino, pokaże piwnice i gwarantuje, że wyjdziecie z kilkoma butelkami po wcześniejszej degustacji. Tak było w naszym przypadku. Nie żałujemy.
Muszę napisać o włoskiej sjeście! To nie był mój pierwszy raz we Włoszech i wiedziałam, że sjesta jest i już. Jednak jeśli dzieci zawsze chcą zjeść obiad około 14 to bądźcie przygotowani! Włosi zamykają restauracje o 14 i otwierają ponownie o 18! Dotyczy to nawet większego Bergamo.
Mieliśmy na liście do zobaczenia kilka miejscowości wokół jeziora. Nie wszystkie udało nam sie zobaczyć, a niektóre jak Werona zobaczyliśmy spontanicznie. Po prostu nad jeziorem zebrały się burzowe chmury i prognoza mówiła, że słońce znajdziemy w Weronie! I faktycznie tak było!
Zacznijmy od Desenzano del Garda. Odwiedziliśmy je jako pierwsze. Mogę powiedzieć, że urocze miasteczko. Na mnie nie zrobiło wielkiego wow, ale warto pojechać, żeby pospacerować wzdłuż promenady przy porcie.
Drugie na liście było Sirmione. Oblegane przez turystów. Jest położone na półwyspie wchodzącym w jezioro w południowej jego części. Wejścia do starej części miasta strzeże zamek. Jeśli pójdziemy w prawo dojdziemy do niewielkiej plaży, jeśli w lewo dotrzemy do placu z kafejkami, restauracjami i lodziarniami. Warto zapuścić się wgłąb wąskich uliczek. Nagle wychodzimy z bardzo zatłoczonego centrum i można znaleźć spokojne miejsce na zjedzenie ogromnych lodów!
Jadąc w kierunku Riva del Garda, które znajduje się na północnym krańcu jeziora, chcieliśmy zatrzymać się w Salo i w Limone. Ostatecznie zatrzymaliśmy się na dłuższą chwile w Toscolano Moderno i był to bardzo dobry wybór! Zostawiliśmy auto na parkingu przy jeziorze. Z jednej strony drogi są wysokie góry, a z drugiej już jezioro. Można podziwiać piękny widok!
Dotarliśmy do Riva del Garda. Dla mnie zupełnie inne niż pozostałe miasteczka. Schowane gdzieś na końcu. Obracasz się, z jednej strony monumentalne góry, a z drugiej wdziera się woda. Zupełnie inny widok na jezioro. W tym czasie odbywały się Mistrzostwa Europy w żeglarskiej klasie 420. Czyli mogliśmy zobaczyć milion białych punkcików na jeziorze i poobserwować zawodników 🙂
Niestety ta miejscowość będzie kojarzyć mi się ze złamanym obojczykiem Miłosza… Tak tak… Miłoszek upadł z małego schodka przy witrynie sklepowej, a że jak zwykle miał pluszowego kota w ręce to tenże kot został uratowany ale obojczyk już nie…
W jeden z ostatnich dni dotarliśmy do Peschiery (Peschiera del Garda). I to był błąd! Wcześniej przejechaliśmy tylko przez nie w poszukiwaniu aqua parku. Mnie chyba najbardziej zauroczyło to miasteczko. Żałowałam więc, że zostawiliśmy je na ostatnią chwilę. Można pospacerować wzdłuż jeziora, można schować się w wąskich uliczkach, lub popływać gondolą! Warto zatrzymać się w Peschierze!
Jak już się poplażujecie, odwiedzicie winnice to warto podjechać na punkt widokowy Rocca di Manerba. Można dostrzec, że jezioro ma kształt serca. My trafiliśmy tam przed deszczem, więc było pochmurno.
Winnica La Torre
Werona i Bergamo zasługują pewnie na osobny wpis, ale nasze wino w kieliszku już się kończy, więc napiszę tylko, że warto „wspiąć się” do La Citta Alta, czyli starej części Bergamo, jak i zobaczyć Guliettę w Weronie 🙂 Ciao!
Bergamo
Werona
Brak komentarzy