Pisząc ten post jestesmy już na wyspie Ko Lanta. Kosztowało nas trochę nerwów dostanie się tutaj. Tajlandia pod względem organizacji transportu, wycieczek, ilości biur turystycznych na każdym rogu, które oferują wszystko nie ma sobie równych, do czasu gdy trzeba zabrać czteroosobową rodzinę z wózkiem bliźniaczym 😉
Wyjeżdżając z Bangkoku, wieczór wcześniej kupiliśmy w jednym z takich biur transfer na lotnisko. Wiedząc, że nie zmieścimy się do zwykłej taksówki, ustaliśmy razem z agentem z takiego biura, że przyjedzie po nas mini van. I za to zapłaciliśmy wyższa stawkę niż za normalną taksówkę. Rano z opóźnieniem przyjechała po nas… zwykła taksówka! I zaczęła się kłótnia z Tajami, którzy usiłowali nas spakować do niej. Warto dodać, że 80% bagażnika zajmuje butla z gazem… Twierdzili, że za to zapłaciliśmy. Było naprawdę niemiło, ale jakimś cudem znalazła się dosłownie obok inna taksówka, dużo większa i w całej tej awanturze zabrała nas. Niesmak jednak męczył nas przez wiele godzin.
Lot minął nadzwyczaj dobrze. Na Krabi znów ten sam problem z taksówką, więc kolejny raz musimy płacić dwa razy więcej, żeby dostać się do hotelu.
Zmęczeni i zrezygnowani poszliśmy „na miasto” w poszukiwaniu biura, gdzie możemy kupić bilety na prom (z transferem samochodowym z hotelu do przystani). Yupi udało się! Trafiliśmy na uczciwych ludzi, kupiliśmy bilety, rano przyjechał po nas mini van i wsiedliśmy na prom 🙂 dwie godziny promem i znaleźliśmy się na wyspie 🙂
Na Krabi po zakupie biletów dokładnie naprzeciwko była restauracja. Nie chcąc już szukać innej weszliśmy. Jakie było nasze zaskoczenie! Przywitał nas Francuz, dzieci od razu dostały krzesełka i worki pełne klocków! Pierwszy raz mogliśmy spokojnie zjeść obiad 🙂 a i dzieci się najadły. Oczywiście nie chcąc ryzykować awantury dostali spagetti bolognese 🙂
Teraz cieszymy się już urokami przebywania na wyspie 🙂
Brak komentarzy