Długo nas tu nie było, bo na rajskiej wyspie czas płynie inaczej i człowiekowi nie chce się czasem nawet do internetu zaglądać.
Rano chodziliśmy sprawdzać czy jest plaża czy już jej nie ma, bo znów jest przypływ. Nawet znaleźliśmy stronę w internecie, która dokładnie mówiła nam kiedy jest najwyższy a kiedy najniższy stan wody.
Choroba chłopców niestety zaprowadziła nas drugi raz do lekarza i dostali antybiotyki. Maciek jednak miał dobry humor na plaży, ale już Miłosz delikatnie mówiąc… marudził. Poranki więc spędzaliśmy na plaży (jeśli była) lub na spacerach/gonitwach po resorcie.
Chłopcy wreszcie wpadli w „polski” rytm i koło południa szli spać, a my szybciutko nad basen i mango shake i sticky rise! Oj będę za tym tęsknić!
Dwie godzinki nad basenem były tylko nasze! Po południu obiad w resorcie lub „na mieście”. Zachwyty tubylców nad chłopcami, tysiąc pytań „are they twins?” „Boys?”, „Come tomorrow?”. Wieczorkiem jeszcze szybko wyskok na basen bez dzieci i tak czas minął.
Największą frajdę chłopakom sprawiała gonitwa za… kotami lub ucieczka przed nami 🙂 Powinnismy sprawdzać ilość kroków zrobionych w biegach za nimi 😉
Dzis pożegnaliśmy się z super ekipą resortu (rozbijając „Miłoszem” tym razem wazon z kwiatami) i wsiedliśmy na prom do Krabi. Chłopcy oczywiście cały prom zwiedzali, jak rownież witali się z każdym z podróżnych 🙂
Udało nam się na lotnisku przebookowac bilet na wcześniejszy samolot i już o 16 w Bangkoku jedliśmy pad thai’a.
Wchodząc do hotelu w Bkk poczuliśmy się troche jak… w domu. Dziwnie tak, ale nawet dzieci nagle zaczęły szaleć w pokoju z radości.
Poszwędaliśmy się trochę w okolicy hotelu i zatesknilismy już za wyspą…
Jest coś w tajskich wyspach. Najpierw cię bardzo zaskakują, np. hałaśliwą ulicą, o której nigdzie nie przeczytasz i nie zobaczysz w żadnym folderze. Te setki pickupów i tuk tukow, to wszędobylskie jedzenie i pomieszane zapachy jedzenia, unoszącego się kurzu i spalin! Nic się nie zgadza z „marketingowymi” fotkami. Nawet plaża! Bo chwilowo jej nie ma lub na odwrót, morze znika! Ale już za moment oswajasz się z tym klimatem i nic ci nie przeszkadza, a nawet zaczynasz to lubić! Czujesz ten luz, który tu panuje. Każdy ma czas nas zaczepić, uśmiechnąć się, poraz setny zadać to samo pytanie, ale tobie przestaje to przeszkadzać 🙂 I już na promie z wyspy myślisz … będę tęsknić!
Za Bangkokiem rownież można 🙂 A tu już zbliżające się święta widać 🙂
Bardzo ładnie napisane 🙂
Dziękujemy 🙂