6 rano, dostajemy sma-a: „Patrząc na pogodę będą turbulencje. Wierzchołki Tatr mogą być w chmurach. Lecimy czy czekamy na idealną pogodę?”
Jak się później okazało ta wiadomość od Dominika, naszego pilota, miała nas zniechęcić do lotu. Tak! Tak! Do lotu 🙂 Dominik nie wiedział jeszcze, że my zawsze korzystamy z okazji do przygody 🙂
Dawno już nie lataliśmy, więc czemu nie skorzystać z propozycji lotu nad górami?
Zjawiliśmy się rano na lotnisku w Łososinie Dolnej i grzecznie czekaliśmy na swoją kolej… czekaliśmy 3 godziny… bo była niespodziewana kontrola, która opóźniła loty.
I co tu robić na lotnisku (lotnisko aeroklubu, a nie międzynarodowe!) z chłopcami, mając do dyspozycji… tylko dwie hulajnogi 🙂 Okazuje się, że nie doceniamy pomysłowości dzieci. Grzebanie patykiem w mrowisku zajęło sporo czasu, schodzenie po schodach góra – dół, przodem lub tyłem, na nogach bądź na czworakach, okazuje się być całkiem fascynującym zajęciem. I okazuje się również, że aeroklub ma na swoich terenie hodowlę… danieli zwyczajnych. Byliśmy dość zdziwieni, ale w oczekiwaniu na lot, każda nowość była dla nas wybawieniem. Oczywiście chłopcy podziwiali też samoloty i szybowce.
Zastanawiacie się pewnie, czy nie zwariowaliśmy przypadkiem. Nie nie, tym razem chłopcy zostali na dole, z dzielnym tatą, a ja poleciałam.
Spodziewałam się jak wyglada start takiego samolotu, bo już kiedyś leciałam Cessną, ale mimo wszystko czuje się strach pomieszany z ekscytacją! Bo taki mały ten samolot (Cessna 172), bo jakoś tak wszytko jest bliżej niż w dużych rejsowych samolotach, po prostu bardziej czujesz, że lecisz. Uświadamiasz sobie bardziej, że zależysz teraz od człowieka, który siedzi obok. W samolotach rejsowych nigdy sobie o tym tak nie myślałam.
Mieliśmy lecieć nad Tatry, ale jednak warunki pogodowe popsuły nam ten plan i w rezultacie po 25 minutach lotu cieszyłam się, że lądujemy na chwilę w Nowym Targu… bo faktycznie były turbulencje! A w czasie gdy Dominik pokazywał mi widoki, ja myślałam tylko czy możliwe jest, żeby wylądował tu i teraz! Tak… po prostu mój organizm na chwilę się zbuntował 😉
Nie ma jednak jak przylecieć sobie z Łososiny do Nowego Targu na lody 🙂 I uwaga, lody pomagają na chwilowy stan „niedobrze mi” 🙂 Polecam lądowanie w Nowym Targu zatem!
Pomimo tego, że nie był to lot nad Tatrami, to warto zobaczyć Podhale z innej perspektywy. Jezioro Rożnowskie, Czorsztyńskie. Jest co podziwiać. I czujesz, że czasem ziemia to za mało 🙂
Po godzinnym locie wylądowaliśmy w Łososinie, gdzie już super dzielna trójka Kulek czekała na mnie 🙂 Jeśli ktoś chce przepis jak ogarnąć przez 4 godziny bliźniaków to zapraszam do kontaktu 🙂 Teraz chłopcy widząc samolot krzyczą „mama mama!”
Polecamy więc Aeroklub Podhalański w Łososinie Dolnej i najlepszego pilota Dominika (namiary u nas)!
Brak komentarzy