Singapurski zawrót głowy

W Singapurze spędziliśmy trzy i pół dnia. Zobaczyliśmy prawie wszystko co chcieliśmy biorąc pod uwagę, że tym razem musimy się dostosować do chłopaków, a oni jak się okazało im są starsi tym bardziej wymagający …

 

Pierwszy wieczór spędziliśmy w China Town, zjedliśmy kolacje i chwile pospacerowaliśmy.
Sobotę rozpoczęliśmy dość późno bo idąc spać koło 2 w nocy, obudziliśmy się po 11… Następne dni w Singapurze miały bardzo podobny schemat. Pojechaliśmy na Sentose – rozrywkową wyspę Singapuru. Celem było Akwarium. W kolejce po bilety jednak to my staliśmy się główną atrakcją… Grupy Wietnamczyków, Hindusów robiły sobie zdjęcia z dziećmi lub zdjęcia dzieci, zaczepiały chłopców i nie mogły wyjsć z podziwu nad nimi 🙂 stało się to codziennością, że ktoś chce sobie zrobić z nami zdjęcie.
Akwarium robi wrażenie, na chłopcach też, choć czasem kawałek ściany lub podłogi był dla nich bardziej interesujący niz błazenki, rekiny itd.
Dzień zakończyliśmy nad rzeką, gdzie kawałek trawnika i fontanna stały się idealnym placem zabaw dla dzieci. Plac zabaw z widokiem na hotel Marina Sands by the Bay – bezcenny 🙂
Niedzielny poranek rozpoczęliśmy w Little India. Miloszowi posmakowało hinduskie jedzenie, Maćkowi rownież, choć znów musieliśmy zastosować sztuczkę z przekładaniem jedzenia do słoiczka … Krótki spacer uliczkami i hop metrem do Gardens by the Bay 🙂 Drzewa giganty robią wrażenie, spacer kładką miedzy nimi na 22 metrach rownież! Na chłopakach większe wrażenie robił jednak bieg po trawie pod drzewami 😉 Obiad w chińskiej restauracji, my jemy, chłopcy robią małą awanturę… oni swój obiad zjedzą z tarasu widokowego hotelu Marina Sands 🙂 Widok jest świetny! Cały Singapur na dłoni 🙂
Ostatniego dnia mieliśmy jechać do Zoo, jednak transport metrem i przesiadki na autobus (tylko w nim ponad 30 przystanków!), który z naszego hotelu zajmował ponad półtorej godziny przeraził nas i zrezygnowaliśmy. Wybraliśmy sie do Singapurskich Ogrodów Botanicznych. Też fajnie 🙂 Ogród orchidei piękny. Nawet miło było zmoknąć tam… tak tak złapał nas deszcz.
I na koniec wróciliśmy do Gardens by the Bay zobaczyć pokaz świateł na drzewach gigantach, z oprawą muzyczną. Nie zwalił nas z nóg, ale był bardzo przyjemny 🙂
Żeby nie było tak cukierkowo to chłopcy czasem dają żyć… a czasem zastanawiamy się, jaka jest prawda z tymi podróżującymi/blogujacymi rodzinami – czy mają idealne dzieci? Czy mogą z nimi zjeść obiad spokojnie? Czy może mają więcej cierpliwości? Kto prawdę powie 😉 A Singapur i tak warto odwiedzić 🙂

Ps. W ogrodach botanicznych spotkaliśmy … warana!

 

 

 

 

 

 

 

1 Comment

  • Inka 8 listopada 2016 at 21:17

    Super 🙂 Na zdjęciu, na którym karmisz, chłopaki wyglądają jakby mieli skakać na bungee 😉

    Odpowiedz

Zostaw komentarz