Trzy dni w Bangkoku i czujemy się dość zmęczeni tym miastem. Poprzednio po jakimś czasie też męczyło mnie to miasto, ale tym razem będąc tu z dziećmi dostrzega się inne rzeczy… Ciężko o taksówkę, która nas zabierze z wózkiem. Kierowcy tuk tuków proponują nam transport, ale jak się okazuje, bliźniaczy wózek nie mieści się. Oczywiście są szaleńcy, którzy upychają wózek na przednie siedzenie taksówki i jedziemy 🙂 Jednak dla nas taxówki nie są tak tanie jak dla innych turystów, gdyż wózek osłabia naszą pozycje negocjacyjną, więc w większości przypadków korzystamy z Ubera.
Nawet „pieszy” przejazd ulicami z wózkiem jest wyzwaniem. W Rzymie były one zastawione samochodami, tu straganami z jedzeniem… O podjazdach, czy takich luksusach jak windy nie będę nawet wspominać. Czasem na środku chodnika wyrastają znaki informacyjne gdzie nawet cieżko jednej osobie się zmieścić. Nie ogarniamy rownież przejść dla pieszych, pokonanie ich to niezły survival.
W mieście na każdym kroku widnieją plakaty zmarłego Króla. Nawet od strony rzeki widać je oświetlone.
Tysiące żałobników widać przy Pałacu Królewskim, który odwiedziliśmy. Kompleks ze świątynią Szmaragdowego Buddy robi wrażenie, nawet jeśli się tu jest trzeci raz. Król nawet po śmierci dba o poddanych, wszędzie rozdają wodę i … jajka za darmo 🙂
Po pałacowym kompleksie odwiedziliśmy wielkiego leżącego Buddę. Gigant robi wrażenie, na chłopakach wrażenie robi możliwość pobiegania na bosaka (trzeba ściągać buty) obok Buddy. Usiłują rownież dokonać pewnych zniszczeń, ale pacyfikuje ich, znów we wrzaskach… Myślę, że powinnam jednak zbierać pieniądze za widowiska jakich dostarczamy tubylcom i turystom …
Dzien kończymy w China Town, jedzenie jest wszędzie, przeróżne. My kupujemy sobie worek miechunek, chłopaki zajadają się truskawkami, a na koniec jedzą wieprzowinę w jednej z tutejszych jadłodajni.
Do China Town dostaliśmy sie tramwajem wodnym, który był atrakcją samą w sobie. Jego załoga bardzo efektownie (ale również efektywnie) wypełniała swoje powinności na każdej z przystani. Nie ukrywam, że mieliśmy pewne obawy wsiadając do niego z wózkiem ale okazały się przesadzone. No może z wyjątkiem drogi powrotnej, gdzie przystań na której wysiedliśmy zlokalizowana była przy wysokim moście, którym mieliśmy się dostać na drugą stronę rzeki. No i super, ale jak pewnie się domyślacie były tam schody. I tylko schody. Dużo schodów. Ale na szczęście był też Raul, poznany w tramwaju wodnym Hiszpan, który bardzo chętnie pomógł nam zrobić z wózka lektykę i jak na królów przystało Kulki były niesione w wózku raz na górę mostu a potem oczywiście na dół (dobrze, że Raul od razu się nie zmył na górze ;-))
Cóż robić drugiego dnia z dziećmi w Bangkoku? Sea Life Bangkok Ocean World wydał nam się dobrą opcją. Po tym jak kilka dni temu widzieliśmy akwarium w Singapurze, wydawało nam się, że w innych nie mamy czego szukać. A to, umieszczone w podziemiach centrum handlowego oceanarium bardzo pozytywnie nas zaskoczyło. Może przez mniejszy tłok? Na pewno ekspozycja wielkich „rybek” była świetna. Wg nas atrakcyjniejsze tunele. W Singapurze może było więcej stworków ale więcej nie zawsze znaczy lepiej 🙂
Pojechaliśmy jeszcze zobaczyć obecna siedzibę króla – Dusit, niestety byliśmy za późno 🙁 Zobaczyliśmy tylko budynki władz przez ogrodzenie.
Dzien zakończył się piwkiem dla nas i spagetti bolognese dla chłopaków 🙂
Dzis mieliśmy ustawiony budzik na 6 rano, znaliśmy rozkład jazdy pociągów do Ayutthaya – dawnej stolicy Tajlandii, ale dzieci jeszcze spały, a nam było tak miło, że zmieniliśmy plany… Potem przeczytaliśmy, ze z dziećmi moze to byc męczarnia, jak rownież miedzy świątyniami porusza sie tuk tukiem, co z wózkiem mogłoby być problemem. Nasze lenistwo poranne wyszło chyba nam na dobre 🙂
W zamian poszliśmy (wg Google miało to trwać godz, trwało dwie) do domu Jima Thomsona, Amerykaninia, który rozkręcił tu miedzy innymi biznes przetwórstwa jedwabiu. Muzeum robi wrażenie. To zupełnie nietypowe miejsce jak na Tajlandię. Dzięki chłopcom mieliśmy szybkie, indywidualne zwiedzanie z przewodnikiem. Nie dlatego, że oni są tak slodcy, tylko dlatego, że ich wrzaski przeszkadzały zorganizowanej grupie…
Bangkok z dziećmi jawi się w zupełnie innych barwach …
Jutro opuszczamy już Bangkok i lecimy do Krabi. Stamtąd na Ko Lantę szukać dużej piaskownicy 🙂
Brak komentarzy